To jedna z tych smutnych historii dotyczących coming-outu. Mój syn dokonał go w liceum. I ten moment zmienił wszystko. Odwrócili się od niego koledzy, znajomi. Był szykanowany, wyśmiewany. Zawiodła również szkoła i dorośli w otoczeniu mojego syna. Przeżywałam tę tragedię razem z nim. Było bardzo źle. Aby ocalić życie mojego dziecka, namówiłam go do wyjazdu z Polski. Nie było wtedy lepszego rozwiązania.
Syn miał 21 lat, jak wyjechał do Wielkiej Brytanii. Związał się z Polakiem. Żyją razem już od 5 lat, wspólnie kupili dom, wynajmują w nim pokoje, także osobom LGBT+, którym pomagają, zanim nie staną na nogi za granicą. No i kupili sobie psa. Są zadowoleni. Nie chcą wracać do kraju. Syn mnie zapytał: „Mamo, jakby mi się coś stało, to czy tę połowę domu, to byś chciała, tak? Będziesz spłacała z Łukaszem [partner]?”. Powiedziałam mu: „co Ty w ogóle wygadujesz? Masz partnera, co ja mam do tego twojego domu?”. Chłopaki mają wszystko zapisane w papierach, są zabezpieczeni. W przypadku jakiegoś nieszczęścia, ten drugi dziedziczy bez żadnego problemu. Mają wspólny kredyt. Nie wykluczają, że gdyby była możliwość adopcji, to być może zdecydowaliby się również na dziecko. Wtedy na pewno do Polski już nie wrócą w ogóle.
Zawsze mogę do nich pojechać, to nie jest drugi koniec świata, ale prawda jest taka, że w pewnym sensie straciłam swoje dziecko. To był wyjazd z przymusu. Wyjechał do kraju, gdzie jego związek jest uznawany i chroniony przez prawo, a dzięki temu i ludzie mają inne nastawienie do gejów, w ogóle do osób LGBT+. W Polsce się tego nie doczekał. Wiem, że nie jestem jedyną matką, którą cierpi z tego powodu. Dlatego prawo w naszym kraju musi się w końcu zmienić, bo cierpi wiele osób. Nie możemy sobie również pozwolić na to, aby dalej tracić młodych, zdolnych, fantastycznych ludzi. Nie przestaną uciekać z Polski, jeżeli nie będą czuć się u nas bezpiecznie.
Hanna z Gdańska